Jan T. wynajmował kobiecie oraz dwójce jej dzieci mieszkanie na warszawskiej Białołęce. Nocą z 27 na 28 lipca ubiegłego roku zadzwonił na numer alarmowy informując o nieszczęśliwym wypadku. Śledczy jednak nie dali się zwieść i zarzucili mu zabójstwo 40-letniej kobiety.
Oskarżony przez niemal 3 miesiące wynajmował pokrzywdzonej oraz dwójce jej dzieci mieszkanie w jednym z budynków na warszawskiej Białołęce. Nocą z 27 na 28 lipca ubiegłego roku skontaktował się z numerem alarmowym zgłaszając krwawienie domowniczki, które miało nastąpić na skutek jej potknięcia, a następnie upadku na blat stolika zastawionego szkłem. Przybyli na miejsce funkcjonariusze Policji zastali nieprzytomną kobietę z rozległą raną okolic szyi. Kilkanaście minut później lekarz ratownictwa medycznego stwierdził zgon pokrzywdzonej.
– Przeprowadzane przez prokuratora oględziny miejsca zdarzenia oraz ciała kobiety już na początku wskazywały, że wersja przedstawioną przez Jana T. jest mało prawdopodobna. W związku z tym został on niezwłocznie zatrzymany oraz przewieziony do prokuratury, gdzie początkowo usłyszał zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego skutkiem była śmierć człowieka, a następnie – po zgromadzeniu większej liczby dowodów – zarzut zabójstwa – poinformował Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Sąd uwzględnił również wniosek prokuratora i zastosował wobec Jana T. tymczasowe aresztowanie. 58-letni mężczyzna nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu, a w czasie składanych wyjaśnień zmieniał wersje przebiegu zdarzenia.
23 stycznia bieżącego roku prokuratura skierowała akt oskarżenia do sądu. Janowi T. grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności. Nie był w przeszłości karany.