Nadal jest więcej pytań niż odpowiedzi w sprawie śmierci Igora Stachowiaka na wrocławskim komisariacie. Niewyjaśniony pozostaje wątek dotyczący użycia przez policjantów, którzy znęcali się nad Stachowiakiem w toalecie komisariatu, prywatnych paralizatorów.
Z oficjalnych informacji wiemy, że podczas interwencji, jedynie 33-letni sierżant sztabowy Łukasz R. używał policyjnego paralizatora. Trójka pozostałych policjantów, czyli Paweł P., Paweł G i Adam W., jedynie mieli się przyglądać temu, co działo się na płycie wrocławskiego rynku oraz w komisariacie.
Dziennikarze Fakt24 dotarli do osoby, która twierdzi, że również oni mogli znęcać się nad skutym kajdankami Igorem za pomocą prywatnych paralizatorów. Jak mogło dojść do takiej sytuacji, skoro tylko Łukasz R. odbył szkolenie pozwalające mu na używanie tasera? – To bardzo proste. Część z nich miała swoje prywatne paralizatory zakamuflowane w latarkach, podobne do tych, którymi rażono ostatnio Francuza na komisariacie w Lublinie – mówi informator Faktu.
Według ustaleń dziennikarzy Fakt24, informacje te zostały potwierdzone przez jednego ze świadków zeznającego w toku śledztwa. Dodatkowo wskazywać mają na to również rany, które ujawniono na ciele Igora Stachowiaka – miał być on rażony kilkoma urządzeniami tego typu. Fragment filmu z policyjnego tasera, ujawnionego przez „Superwizjer” ma być również potwierdzeniem takiej sytuacji. Jeden z funkcjonariuszy zwraca się w pewnym momencie do pozostałych: „wyj… na niego całą baterię”. Czy dziennikarze Fakt24 dotarli do nieznanych dotąd okoliczności śmierci Stachowiaka? Dowiemy się o tym po zakończeniu śledztwa prowadzonego przez poznańską prokuraturę.
żródło: Fakt24