Papierosy / fot. Pixabay

W roku 1989, oficerowie mający bliskie kontakty z przestępczym podziemiem stanęło na jego czele. To oni organizowali nielegalny handel paliwami, alkoholem, założyli firmy ochroniarskie, zaczęli działać w branży usług finansowych, w handlu zagranicznym i handlu bronią. Prawie 80 proc. prawdziwych przywódców polskiego podziemia na początku lat 90. to byli oficerowie milicji i SB. Po przekształceniu milicji w policję część oficerów pracowała na dwa fronty – dla mafii i w policji O tej podwójnej roli świadczą głośne zabójstwa bądź wypadki. Nagle zaczęli ginąć ludzie dysponujący wiedzą o polskiej mafii.

W roku 1991 r. Został zastrzelony Andrzej Stuglik, były wysoki funkcjonariusz kontrwywiadu MSW. Stulik był głównym specjalistą ds. rozliczeń dewizowych w Ministerstwie Finansów, a później doradcą finansowym w Towarzystwie Handlu Międzynarodowego DAL SA, które zajmowało się m.in.sprzedażą broni. W roku 1993 zginął Walerian Pańko, prezes NIK. Samochód, którym jechał, rozpadło się na dwie części. W półświatku przestępczym mówiono o zamrożeniu samochodu służbowego Pańki ciekłym azotem lub o podłożeniu ładunku gazowego. W 1998 r. W niejasnych okolicznościach zastrzelono gen. Marka Papałę, byłego komendanta głównego policji.W roku 2000 ,,podczas wycieczki do Egiptu zaginął Mieczysław Zapiór (Pancernik), były funkcjonariusz oddziałów antyterrorystyczych milicji, chroniący Andrzeja Stuglika, potem kluczowy świadek w sprawie śmierci Papały. Zapiór znał też dobrze oficerów BOR ochraniających Pańkę.”

Komenda Główna Policji powołała Zarząd Spraw Wewnętrznych – służbę operacyjną tropiącą nieuczciwych funkcjonariuszy. Od tego czasu ujawniono kilkadziesiąt wypadków powiązań policjantów ze światem przestępczym. Tego typu wewnętrznej kontroli nie mają jednak ani sądy, ani prokuratury.

Jak relacjonuje ,,Wprost” o współpracę z gangiem zajmującym się konstruowaniem i podkładaniem ładunków wybuchowych podejrzany jest podkomisarz Radosław J., policjant z Łodzi, do niedawna szef kompanii wywiadowczej tamtejszej komendy miejskiej. Policjant został zatrzymany, zaś w bagażniku samochodu, którym jechał jako pasażer, znaleziono materiały wybuchowe, granaty, zapalniki i urządzenia elektroniczne służące do odpalania bomb. W biurku policjanta znaleziono amunicję do broni krótkiej i długiej oraz zapalniki do granatów. Dowody które zebrała prokuratura wskazują na to, że kontakty funkcjonariusza z gangiem nie były przypadkowe.

Ta sama gazeta relacjonuje inną sprawę aczkolwiek z tego samego miasta, kiedy to w łódzkim Sądzie Rejonowym toczy się proces w którym – obok członków gangu dokonujących napadów z bronią w ręku – zasiadło dwoje policjantów z Komendy Rejonowej Łódź-Górna: Jarosław S. i Małgorzata B. Prokuratura zarzuca policjantom przekazywanie poufnych informacji o pracy organów ścigania przeciwko szefowi grupy przestępczej.

,W policji nie pracuje już oficer ze Szczecina, któremu udowodniono współpracę ze znanym na Pomorzu Zachodnim Leszkiem K., pseudonim Kasza, właścicielem kilku spółek wyłudzających podatek VAT. W pierwszej połowie lat 90. Kasza opanował tereny przygraniczne w okolicach Szczecina. Otoczył się byłymi milicjantami i pracownikami SB. – Dążył do stworzenia prywatnego archiwum, w którym miałby teczkę na każdego: swojego konkurenta Oczko, policjantów, funkcjonariuszy UOP, urzędników i przedsiębiorców. Kiedy zatrzymano Kaszę, znaleziono u niego kserokopie akt prowadzonych przez policję spraw operacyjnych.

Treść tych dokumentów stanowiła tajemnicę państwową. Wtyczką Kaszy okazał się oficer służb kryminalnych. W gromadzeniu teczek na każdego pomagał mu funkcjonariusz Straży Granicznej. Obaj zostali aresztowani.

Stołeczni policjanci dorabiają po godzinach, ochraniając mafijne dyskoteki i puby. Na czarno zatrudniała ich m.in. agencja ochrony Wydział. Jej główny właściciel Mieczysław Zapiór, pseudonim Pancernik, były milicjant z wydziału antyterrorystycznego, zaginął w tajemniczych okolicznościach w Egipcie. Pojechał tam nurkować. Ciała nie znaleziono. W wycieczce towarzyszyli mu oficer BOR i broniący w sprawach mafijnych adwokat – były prokurator. „Pancernik” znał cały „Pruszków” i policjantów, w tym antyterrorystów. Miał być ważnym świadkiem w sprawie zabójstwa generała Marka Papały. Był kierowcą i ochroniarzem m.in. zabitego w podobnych okolicznościach byłego oficera kontrwywiadu Andrzeja Stuglika.

O korupcji i współpracy policjantów, celników, prokuratorów i sędziów z gangami zaczynają mówić niektórzy postawieni przed sądem członkowie grup przestępczych. Opowiadają o wręczaniu kopert przedstawicielom wymiaru sprawiedliwości, przekazywaniu przez policjantów ostrzeżeń o zbliżających się aresztowaniach, korumpowaniu prokuratorów i koneksjach z biznesmenami, którzy zlecali na przykład załatwienie niewygodnego dziennikarza. Mówią też o sposobach korumpowania potrzebnych im osób, chociażby poprzez rejestrowanie ukrytą kamerą ich spotkań w specjalnym pokoju agencji towarzyskiej. Takie fakty ujawniono podczas toczącego się w szczecińskim Sądzie Okręgowym procesu Marka K., pseudonim Oczko i jego jedenastu kompanów.”5

Według tygodnika Wprost, „od policjantów w Polsce ich zwierzchnicy i polityczni nadzorcy wymagają bowiem nie tego, by służyli obywatelom i ich chronili, ale żeby służyli władzy i chronili władzę.” Żadne milicyjne statystyki nie oddają skali przestępczości, ponieważ w PRL były one zaniżane. Absurdalność funkcjonowania milicji dobrze pokazuje akcja przeprowadzona w 1973 r. na rozkaz zastępcy komendanta milicji w Warszawie. Zmobilizowano wtedy ponad 200 funkcjonariuszy, w tym ówczesnych antyterrorystów. Wyposażeni w broń ostrą przez cztery godziny szukali na warszawskim Mokotowie papużki, która uciekła komendantowi.

Policja ma nad milicją przynajmniej tę przewagę, że na serio ściga zdecydowaną większość przestępstw kryminalnych, podczas gdy milicja robiła to niejako przy okazji. Wyjątkiem była głośna sprawa śląskiego wampira Zdzisława Marchwickiego. Policja urynkowiła się czy też dopasowała do nowej rzeczywistości na dole, o czym można się przekonać choćby po zatrzymaniu przez drogówkę. Na górze policja pozostała w dużym stopniu milicją, a Komenda Główna Policji jest wręcz gospodarstwem pomocniczym polityków, czym zresztą zawsze była. Może dlatego pracuje w niej aż 3 tys. osób, choć wystarczyłoby trzysta.

Jak informuje Wprost, wysoki oficer Komendy Głównej Policji sprzedał informacje o akcji CBŚ przeciwko producentom amfetaminy. Policjant ten zmarnował prawie dwa lata pracy dwustu ludzi, w dodatku naraził ich życie. Ta praca kosztowała około miliona złotych. Niestety nikt nie nagrał jego rozmowy z bandytami i nie można mu było udowodnić przestępstwa.

Pozytywnym przykładem policjanta był Andrzej Gadomski, jeden z najlepszych w Polsce oficerów dochodzeniowych CBŚ (ze Szczecina), zanim zginął od postrzału podczas czyszczenia broni (30 września), skarżył się, że nie może wytrzymać nieustannych pijatyk przełożonych, odwoływania zaplanowanych akcji, bo pijany do nieprzytomności oficer nadzorujący zapomniał zamówić wsparcie. Policjant opowiadał o sprzedawaniu za grosze najtajniejszych informacji operacyjnych. By zdobyć te informacje, jego koledzy ryzykowali życie.Przed śmiercią szczeciński oficer był bliski psychicznego załamania, bo nie potrafił znieść tego, że nie może zmienić patologicznej sytuacji.

W Polsce przestępczość zorganizowana nie pojawiła się nagle. Istniała ona i w PRL, zaś wysocy oficerowie milicji obok funkcjonariuszy SB byli jej inspiratorami. Nie jest przypadkiem iż najgroźniejszymi polskimi przestępcami zostali Jeremiasz Barański (Baranina), Andrzej Kolikowski (Pershing), Leszek Danielak (Wańka), Wiesław Niewiadomski (Wariat) czy Nikodem Skotarczak (Nikoś), bo wszyscy współpracowali z milicją i dla swoich opiekunów prowadzili lewe interesy. Już w latach 70. w pionie kryminalnym Komendy Stołecznej MO działał gang, który kradł samochody w całej Polsce. Grupa pozostawała bezkarna prawie przez dziesięć lat, bo korumpowała i zastraszała kolegów.