Prawie dokładnie przed trzema laty w naszym kraju wybuchł skandal. Mieszkanka jednego z miast w Zagłębiu brutalnie zamordowała swoją kilkumiesięczną córkę, pozorując napad i porwanie. Pierwotnie spotkała się z wieloma przejawami ludzkiego współczucia: wiele osób bezinteresownie zaangażowało się w akcję poszukiwawczą bądź zadeklarowało przekazanie pieniędzy na nagrodę, a działania koordynował jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich detektywów. Prędko okazało się jednak, że dziecko zostało brutalnie zamordowane. Historia, którą przypomnę dzisiaj, miała miejsce wiele lat temu i prawdopodobnie mało kto pamięta szczegóły tej zbrodni. Nie była też tak spektakularna, jak wspomniany przed chwilą casus. Mają jednak pewną cechę wspólną. Śmierć.
Leszno to obecnie 65-tysięczne miasto na prawach powiatu, położone na południowo-zachodnich rubieżach Wielkopolski. Jest znanym ośrodkiem szybownictwa, jednak powszechnie kojarzoną leszczyńską marką jest bezsprzecznie Unia Leszno – wielokrotny żużlowy drużynowy mistrz Polski. Przed 66 laty Leszno wyglądało zupełnie inaczej, liczyło tylko 22 tysiące mieszkańców, było o wiele mniejsze terytorialnie. Cmentarz katolicki przy dzisiejszej ul. Kąkolewskiej, uznawany był wówczas za dalekie peryferie.
W czwartek, 13 stycznia 1949 r. funkcjonariusze ówczesnej Komendy Powiatowej Milicji Obywatelskiej w Lesznie pozyskali informację, iż jedna z młodych leszczynianek przed kilkoma dniami urodziła i zamordowała swoje dziecko, a jego zwłoki gdzieś zakopała. Donos okazał się na tyle konkretny, że udało się ustalić personalia owej kobiety. Była nią niespełna 28-letnia Agnieszka S. zamieszkała w Lesznie przy ul. Lipowej 47.
Kilka kwadransów później jej mieszkanie odwiedzili mundurowi, nieoczekiwani goście. Smutni panowie zaproponowali rewizytę w budynku Komendy. Tam, podczas pierwszego przesłuchania Agnieszka S. zeznała, że w poprzednią środę, tj. 5 stycznia urodziła martwe dziecko, które następnie przez kilka dni przetrzymywała w domu, a następnie pochowała je przy cmentarzu, położonym przy ówczesnych ulicach: Ignacego Daszyńskiego (dziś Kąkolewska) i Wandy Wasilewskiej (dzisiejsza Aleja 21 Października). Przesłuchiwana wyjaśniła, że mieszka wraz z matką i siostrą, jednak żadna z nich nie wiedziała o jej ciąży. Jako ojca dziecka wskazała jednego z leszczyńskich robotników, który miał ją zgwałcić w kwietniu 1948 r. w okolicach leszczyńskiego dworca kolejowego. Dwudziestosiedmiolatka nie zawiadomiła jednak milicji o rzekomym gwałcie.
Następnego dnia, tj. 14 stycznia 1949 r. o godz. 11:35 we wskazanym przez podejrzaną miejscu, znajdującym się przy plantach, w półmetrowym dole ujawniono opakowany w papier pakunek – białe prześcieradło, w które zawinięto skostniałe zwłoki noworodka.
Tego samego dnia około godz. 14 przed obliczem leszczyńskich śledczych stanął wskazany przez Agnieszkę S. mężczyzna. Poinformowany przez milicjantów o treści wyjaśnień Agnieszki, zaprzeczył jakiemukolwiek gwałtowi. Złożył jednak obszerne zeznania. Oto ich fragment: „przyznaję się, że wymienioną korzystałem w miesiącu listopadzie 1948 r., która sama poszła ze mną bez żadnego przymusu z mojej strony, udając się ze mną w stronę swego domu, zmieniając jednak kierunek drogi, poszła ze mną przez Tamę Kolejową. W odległości ok. 100 metrów za Rzeźnią w Lesznie w kierunku Zaborowa proponowałem jej, aby mi się oddała. Agnieszka S. bez żadnego oporu oddała się, na której dokonałem spółkowania, lecz spółkowanie nie doszło do końca, gdyż w tej chwili nadjechał pociąg z strony Rawicza, który przerwał mi dalsze spółkowanie z wymienioną. Jednakowoż później nie doszło już do dalszego spółkowania. Zaznaczam, że z wymienioną byłem tylko raz, to znaczy jak wyżej zapodałem.” (pisownia oryginalna). Ponadto zeznał również, iż nie wiedział nic o ciąży Agnieszki S. Mimo tych oczywistych nieścisłości (wszak ciężko nie zauważyć, że kobieta jest w 7 miesiącu ciąży, zwłaszcza w okolicznościach, w których odbywało się „spotkanie”) świadek po przesłuchaniu został zwolniony.
Przeprowadzona sekcja zwłok noworodka wykazała, iż urodził się żywy i zdolny do życia. Przyczyną śmierci było uduszenia, które nastąpiło nie wcześniej niż 30 minut po urodzeniu.
W świetle tych ustaleń w dniu 15 stycznia 1949 r. wobec podejrzanej Agnieszki S. zastosowano tymczasowe aresztowanie. Już 4 lutego do ówczesnego Sądu Okręgowego w Lesznie skierowany został akt oskarżenia, którym Agnieszka S. została oskarżona o popełnienie występku, którego znamiona stypizowano w art. 226 Kodeksu karnego z 1932 r. Zgodnie z tym przepisem, matka która zabija dziecko w okresie porodu pod wpływem jego przebiegu, podlega karze więzienia do lat pięciu. W dniu 14 lutego 1949 r. oskarżona wniosła o wyznaczenie dla niej obrońcy z urzędu. Wniosek został rozpoznany już 18 lutego, a obrońcą oskarżonej został leszczyński adwokat Julian Kuczkowski. W ten sam dzień wyznaczono termin rozprawy na dzień 14 marca 1949.
W toku rozprawy głównej przez Sądem Okręgowym w Lesznie prokurator zażądał orzeczenia dla oskarżonej maksymalnego wymiary kary. Sąd Okręgowy w Lesznie wyrokiem z dnia 14 marca 1949 r. uznał oskarżoną winną tego, że w dniu 5 stycznia 1949 r. w Lesznie przy ul. Lipowej 47 udusiła swoje dziecko, za co na podstawie art. 226 KK wymierzył jej karę dwóch lat pozbawienia wolności. Sąd zwolnił oskarżoną z obowiązku ponoszenia kosztów sądowych.
Powyższy wyrok został zaskarżony przez obrońcę apelacją, jednak po kilku dniach skonsultował się z Agnieszką S. i cofnął złożony środek odwoławczy. W ten sposób wyrok stał się prawomocny.
Akta sprawy milczą, jak dalej potoczyły się losy Agnieszki S. Na załączonej niżej fotografii uwidoczniono, jak dziś wygląda miejsce ujawnienia zwłok noworodka.
Autor składa podziękowanie pracownikom Archiwum Państwowego w Lesznie za pomoc w przygotowaniu niniejszego artykułu.
Sprawa sygn. akt 1Ds 56/49 dawnej Prokuratury Sądu Okręgowego w Lesznie oraz sygn. akt K 22/49 d. Sądu Okręgowego w Lesznie.
Hubert R. Kordos
„Bez przedawnienia„