Zatęskniłam. Znowu miał rację, a ja bałam się do tego przyznać przed sobą. W jednej chwili zabrakło mi jego obecności, ciepłego głosu. Kiedy mówił „Kasieńko, jesteś moim cudeńkiem”.

Sama sobie zadawałam pytanie, dlaczego? Dlaczego brakuję ci człowieka, przez którego cierpisz każdego dnia? Tak jak ja dla niego, tak i on dla mnie w jakimś stopniu był uzależnieniem. Lecz moje było delikatne, a jego chorobliwe.. 

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Bałam się kogo zobaczę przez wizjer. Z każdym jednym dzwonkiem miałam złe przeczucie. Otworzyłam drzwi, mając nadzieję, że to tylko listonosz. Myliłam się. Wpadł do mojego mieszkania taranując wszystko co stanęło mu na drodze. Wpadł w szał, rzucał czym popadnie. Nie zwracał uwagi na mnie, na mojego kilku miesięcznego szczeniaka. Rzucał wszystkim. Poprzewracał fotele, wybił szybę w drzwiach pokojowych. Nikt nie zareagował. Hałas jak w cyrku, a zero widowni. Krzyczałam, błagałam żeby przestał, chciałam porozmawiać. Nie reagował. Zdemolował mi mieszkanie do granic możliwości. Po jakiś 40 minutach uspokoił się i udawał, że przecież nic się nie stało.

„Chodźmy gdzieś na kawę, pogadamy”. 

Nie było już co psuć w tym domu. Moje maleńkie mieszkanko przewrócone do góry nogami. A on? Uśmiechnięty, zadowolony ze swojej pracy. Kiedy dotarło do mnie co właśnie się wydarzyło, nie mogłam się opanować. Rzuciłam się na niego. Chciałam go uderzyć, ale jest silniejszy ode mnie. Złapał mnie za ręce i odepchnął w stronę potłuczonego szkła. I ten szyderczy śmiech.. Po kilku minutach poczułam pulsujące nadgarstki, spuchnięte, czerwone i obolałe. 

„Co? Zasłużyłaś. Po co się rzucasz na mnie? Myślisz, że możesz mi coś zrobić? Gówniara!”

Wołałam o pomoc, przez okno, przez drzwi na klatkę schodową. Cisza. Jakby czas zatrzymał tych wszystkich ludzi w miejscu. A on podniósł fotel i usiadł sobie, jak gdyby nigdy nic.

„I co? Wywalili cię? Widzisz, do niczego się nie nadajesz. Skazana na mnie jesteś, czy chcesz czy nie”.

Milczałam, a on szydził ze mnie co raz bardziej. Płakałam z bezsilności, nie miałam dość sił, by go wyrzucić z mieszkania. Chciałam wezwać policję, ale wyrwał mi telefon z ręki i chciał uderzyć w twarz. Ale pohamował się. Po kilkunastu minutach z końcu zrezygnował, bo nie chciałam już rozmawiać. Nie po tym jak mnie potraktował. Oddał mi komórkę i wyszedł.

„Zobaczysz gówniaro, zdechniesz beze mnie!”

Następnego dnia, obudziłam się z ogromnych bólem lewej ręki. Była spuchnięta i sina. Niestety, okazała się mocno skręcona. A ja bałam się, że zrobi coś gorszego, jeśli zgłoszę to gdziekolwiek. Odpuściłam, ale była pewna, że pewnego dnia znowu tu wróci..